wtorek, 13 stycznia 2009

Styczeń, luty i nadzieja.

„Większość ludzi uważa, że najgorsza jest śmierć. NIC PODOBNEGO. Po pewnym czasie nadzieja jest o wiele okrutniejszą panią. Kiedy żyjesz z nią tak długo jak ja, z mieczem nad głową przez całe dni, potem miesiące a wreszcie lata, zaczynasz marzyć żeby opadł i ściął ci głowę.”
Harlan Coben „W głębi lasu”

Sama lepiej bym tego nie ujęła, musiałam zacytować, nic dodać nic ująć…

Styczeń i luty to jakieś miesiące przełomów, wielkich zmian i ważnych dat w moim życiu.
Początek z M, zaręczyny, kredyt, dom, urodziny i imieniny kilku ważnych dla mnie osób, początek pierwszej pracy… aż mam ochotę zrobić sobie spis tych wszystkich dat…
Rok temu w styczniu przeszłam podobne załamanie co teraz. Skutkiem tego była decyzja o podjęciu leczenia, teraz minął rok… Całe szczęście, że nie wiedziałam wtedy, że po roku efektu żadnego nadal nie będzie a ja przybliżę się do celu zaledwie o jeden mały kroczek.
W styczniu tego roku podjęłam decyzję o klinice, na razie tylko jakoś nie mogę zdecydować się czy iść tam już w lutym czy może w lutym jeszcze podejść do stymulacji a w marcu uderzyć do kliniki?
Z drugiej strony nic nie stoi na przeszkodzie żeby w lutym się stymulować a jednocześnie odbyć pierwsze spotkanie w klinice… i to chyba jest najlepsze rozwiązanie bo jakby w lutym też się nie powiodło to przynajmniej byłabym już po wstępnym spotkaniu i od marca zaczęłabym już może przygotowania do czegoś poważniejszego niż zwykła stymulacja…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz