Miałam napisać szczegółowy opis przygód ale widzę, że w związku z zaistniałą sytuacją totalnie nie mam na to szans więc napiszę tylko w skrócie:
mega angina,
temperatura prawie 40 stopni,
sraczka,
izolatka,
wizyta w kontrolna w szpitalu (zaledwie pół dnia),
asymetria,
jakieś katary,
popękane do krwi ręce,
szukanie lekarza, który by z łaski swej przyjechał do domu za mniej niż 300pln,
kombinacje kto i jak pojedzie potem po leki,
w tzw. międzyczasie: rozsypany cały, pełniutki pojemnik soli (80% na kuchenkę, reszta po całej kuchni), rozlane mydło w zakupach i urwane otwieranie od mleka a na dokładkę zepsuta terma w kuchni, czyli brak ciepłej wody.
Jak widać dosyć szczodrze tym razem nas los obdarował. Każdy dostał po trochu czegoś coby mu się nie nudziło no bo przecież takie nudne i monotonne życie prowadziliśmy ostatnio.
Nie będę opisywać co komu przypadło, grunt, że mnie przypadła rola zapanowania nad tym wszystkim i szczerze mówiąc to nie bardzo daję radę. Zostałam sama na placu boju, z tą swoją nogą, nerwicą i trójką dzieci pod opieką.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz