poniedziałek, 25 stycznia 2010

Pogromu c.d.

M wyszedł z izolatki, J pojechał na dwa dni do babci więc trochę odetchnęłam ale tylko na trochę, bo tak naprawdę to zapieprz mam cały czas a do tego jeszcze wszystko do okoła mi się psuje.

Najpierw padła ta terma, w tym samym czasie z czajnika zaczęła się lać woda od spodu a zaraz potem posłuszeństwa odmówiła suszarka i pralka. Ja chyba w tej swojej furii i załamaniu tą całą sytuacją wysyłam jakąś ogromną falę złej energii, która niszczy wszystko wokół.

Do tego jest zarąbisty mróz, zaledwie -20 stopni (w nocy -25) przez co siedzimy w domu już trzeci dzień. Inna sprawa, że przecież i tak nigdzie bym nie wyszła bo:
A) przez tą nogę nie mogę butów założyć a B) w obecnej sytuacji i tak nie mam czasu na spacery.

I dzięki Bogu, że istnieją spożywcze sklepy internetowe bo tylko dzięki nim mamy co jeść. Na moim zadupiu pod domem mam dwa małe, wiejskie sklepiki, w których niby wszystko jest ale i tak zawsze czegoś nie ma, poza tym cały czas pamiętamy, że ja przecież chodzić w butach nie mogę a w kapciach na śnieg i mróz nie pójdę. Do większego sklepu godzina drogi na piechotę ale tu znowu pamiętamy o tej mojej nodze i o mrozie, więc także odpada. A prawa jazdy nie mam, więc nigdzie nie podjadę poza tym nawet jakbym miała to w dalszym ciągu jest problem tej cholernej nogi.
Także jeszcze raz dziękuję za internet i zakupy z dostawą do domu i proszę aby tym razem przyjechało wszystko to co zamówiłam i w całości a nie tak jak przy ostatnich trzech dostawach z rzędu kiedy to najważniejsze części nie dojechały (akurat podstawa naszego planowanego obiadu) a inne, drobniejsze nieco się uszkodziły.
No i proszę jeszcze żeby pracownik z danego sklepu, który będzie dzwonił do mnie 8 razy żeby ustalić co dać w zamian za to czego nie mają to niech zadzwoni TYLKO RAZ ale wtedy kiedy akurat mam ten cholerny telefon przy sobie i nie jestem w biegu między jednym dzieckiem a drugim.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz