niedziela, 3 lipca 2011

Szczęśliwe chwile to motyle ...

Po cichutku i na przekór wszystkim, marzyłam o właśnie takim deszczowym weekendzie. Po pierwszym tygodniu sajgonu, nerwów w pracy, siedzeniu po 9 godzin w zaduchu a potem 2 godzinach spędzanych w zatłoczonym tramwaju, metrze i autobusie gdzie słońce paliło jak wściekłe przez szybę i jedyne co przynosiło to dodatkowe zmęczenie, miałam po prostu potrzebę chwilowego wytchnienia, w ciszy, spokoju, chłodzie i świeżym powietrzu. Tylko nie zrozumcie mnie źle, ja kocham lato (jestem przecież ciepłolubnym zmarźluchem) i słońce ale nie umiem przy nim odpoczywać! Denerwuje mnie siedzenie w domu przy pięknej pogodzie, latam jak kot z pęcherzem (cokolwiek to znaczy), wymyślam tysiąc opcji zajęć, wycieczek, a między tym wszystkim jeszcze sprzątam, ogarniam, gotuję, zmywam i robię milion zdjęć ;), pod koniec dnia przeważnie padam na ryjek. Tym razem naprawdę nie miałam na to sił i byłam zmęczona słońcem i upałem, ukojenie mógł przynieść tylko deszcz i przyniósł :)
Obudziliśmy się wczoraj z Małym A o 9:00 !!! Czyli już od początku dnia zaczęło się dobrze bo się wyspałam :) Otworzyłam okno, powiało upragnionym świeżym powietrzem, suuuper :) Poranek i przedpołudnie spędziliśmy na błogim przytulaniu się, spokojnym ubieraniu, przewijaniu, nigdzie nie trzeba było się spieszyć bo słońce przecież nie ucieknie bo i tak go nie było ;) Po południu mimo deszczu (co tam taki deszczyk), zapakowałam Małego A w wózek, na wózek folia i w drogę. Plan miałam taki, że zrobię tylko kółko wokół domu, A. w tym czasie zaśnie, wrócimy do domu, postawię wózek na tarasie i w czasie drzemki A. porobię coś w domu na spokojnie, oczywiście miałam na myśli spokojne obrabianie zdjęć bo tu ciągle mam zaległości. Przed wyjściem, w ostatniej chwili, złapałam jeszcze aparat, myślę sobie - po co? Przecież pada, żadnych zdjęć nie będzie. Ale nie mogłam się powstrzymać, to już normalnie uzależnienie ;) I dobrze, że wzięłam bo jak dotarliśmy na naszą łączkę to okazało się, że wśród traw śpi całe stado motyli!!! Ale miałam raj, jeszcze nigdy nie spotkałam ich w takiej ilości i tak spokojnych, można je było prawie trzymać na dłoni, budziły się na chwilkę ale nie odlatywały tylko przefruwały na inną trawkę, rewelacja :) Do tego deszcz przestał padać, więc mogłam spokojnie wyjąć aparat i robić zdjęcia :D Niestety Mały A nie zasnął do tego czasu więc po chwili zaczął protestować przeciwko siedzeniu w wózku bez jazdy. Miałam do wyboru: albo zostawić śpiące motyle i iść dalej żeby A. się nie złościł i zasnął albo wyciągnąć go z wózka, pokazać mu motyle z bliska i porobić zdjęcia ale oczywiście pod ryzykiem, że już do tego wózka nie zechce wejść i drzemki nie będzie. Zgadnijcie co wybrałam ;) No nie mogłam przecież przepuścić takiej okazji, kiedy następny raz spotkałabym tyle motyli i tak spokojnych? Poza tym była to też okazja porobienia fajnych zdjęć Małemu A., że już nie wspomnę o dotknięciu przez niego motyla :)



Na łączce i fotografowaniu spędziliśmy naprawdę sporo czasu, deszcz nie padał ale wiało, brakowało mi trzeciej ręki, która przytrzymywałaby mi roślinki, na których siedziały motyle ;) A. był podekscytowany i zachwycony ale też i trochę wystraszony bo ostatnio ujawnił się u niego lęk przed owadami (więcej napiszę o tym w notce o miesięcznicy) i gdy jakiś motyl się wybudzał i przelatywał gdzieś obok to była chwila strachu ;)

Po pewnym czasie Mały A stracił jednak zainteresowanie motylami i wykazał ogólne znudzenie łąką i moim fotografowaniem, musiałam spakować sprzęt do torby, A. do wózka (ku mojemu zaskoczeniu - udało się bez protestów!) i ruszyć w dalszą drogę. Ja oczywiście miałam niedosyt robienia dalszych fotek ale musiałam zadowolić się tym co udało mi się zrobić do tej pory i tak było tego bardzo dużo, zainteresowanych zapraszam tutaj :)

Mały zasnął w drodze do domu, wykonałam swój plan i porobiłam trochę rzeczy na spokojnie gdy mój Słodziak spał na tarasie, deszcz znów zaczął siąpić ale przykryłam wózek folią i tylko otworzyłam okienko z przodu folii żeby wpadało mu świeże powietrze i żeby nie spał w saunie. Gdy się obudził zjedliśmy na spółkę pysznie upieczonego kurczaczka w piekarniku i całą resztę dnia spędziliśmy na przytulankach i cieszeniu się sobą :D A deszcz sobie padał i wcale nam nie przeszkadzał :) O takim właśnie dniu marzyłam już od dawna !!! I naprawdę nie rozumiem czemu ludzie deszczu nie lubią ???

P.S. Dziś wraca Jot, i dobrze bo się już stęskniłam, Mały A też. Dziś rano poleciał do niego do pokoju i stanął zdziwiony i zawiedziony, że nikogo tam nie zastał :( a rytuał jest taki, że rano trzeba się wpakować do łóżka Jot i go obudzić :)

4 komentarze:

  1. Tego Ci trzeba było.

    Jak to mówią, szczęśliwe chwile to motyle...

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo mi było trzeba :)
    A powiedzonko trafne w 100% !!! aż korci mnie żeby tytuł notki przerobić ...

    OdpowiedzUsuń
  3. Przerob tytul :) U nas padalo przez ostatni miesiac i zareczam,ze wole isc na wycieczke niz siedziec z dziecmi w ciasnym mieszkaniu..
    .Ide zdjecia ogladac :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Madziu, bo punkt widzenia zależy od punktu siedzenia, gdybyś była mną to też dziękowałabyś za deszcz, a na spacer to my i w deszczu chodzimy :)

    OdpowiedzUsuń