sobota, 1 października 2011

Chorujemy :(

Jot rozchorował się po pierwszych dwóch tygodniach chodzenia do szkoły. Było w miarę łagodnie, nie było go w szkole chyba tylko dzień czy dwa. Niestety zaraził wtedy M a niedługo potem mnie. Minęły kolejne dni i gdy już wydawało mi się, że wyszliśmy na prostą to od wtorku znów mamy szpital :/
Zaczęło się znowu od Jot i tym razem niestety nie jest już łagodnie :( Temperatura prawie 39 stopni utrzymuje się od wtorku (!!!), byliśmy u lekarza w czwartek i niby nic tylko zwykła wirusówka, syropki miały pomóc. Nie pomogły i jakoś coraz mniej wierzę, że pomogą :( Jot narzeka bardzo na gardło i ból głowy, który wiadomo jaki jest przy tak wysokiej temperaturze. Z temperatura walczę podwójna siłą, czyli: ibuprom + paracetamol w godzinnym odstępem. Na gardło Tantum-verde spray + coś tam do ssania a oprócz tego sięgnęłam dziś po coś silniejszego, mam w domu Bioparox :) Mam nadzieję, że taki zestaw w końcu złagodzi mu jakoś ten ból.
Żeby tego wszystkiego było mało to w końcu rozłożyło też A. :( Myślę, że i tak długo się trzymał w zdrowiu przy takiej dawca zarazków jakie otrzymywał cały wrzesień. Wczoraj w nocy zaczął gorączkować i zwymiotował. Był w takim stanie, że nawet nie miałam jak mu zmierzyć temperatury, zresztą nie trzeba było bo był gorący jak piec, a ostatnim razem jak był taki gorący to miał 39,8. Zwymiotował niestety chyba prawie całą dawkę Nurofenu w syropie, który dostał :( W ogóle zresztą nie dawał sobie tego podać :( Jednym słowem skończyły się czasy kiedy syropki były łykane grzecznie z łyżeczki. Po zwróceniu syropu nie było sensu podawać już drugiej dawki tą samą drogą, też by zwrócił. Poszłam po czopki, miałam niestety tylko paracetamol i to w za małej dawce, musieliśmy podać dwa :( Chciałam mu zrobić zimny okład na głowę ale zrzucał go sobie z histerią. Odpuściłam, przemyłam mu tylko tym okładem buzię i głowę bo był cały w wymiocinach :/ Leżeliśmy potem razem dość długi czas aż zasnęliśmy...
Dziś rano Adaś obudził się w miarę dobrym stanie ale już 10 minut później temperatura urosła znowu. Tym razem udało mi się zmierzyć: 38,8, udało mi się również podać Nurofen w syropie, niestety poprawa jest niewielka :( U Jot bez zmian, temperatura, gardło, kaszel.

I tak nam minął wrzesień i zaczął się październik :(

A dziś taka piękna pogodna, cudna złota jesień, a my chorzy i do tego sami w domu bez M :(

2 komentarze:

  1. O rany, współczuję i życzę powrotu do zdrowia!
    U nas podobnie, ale w mniejszym natężeniu. Młody ma mega katar, ale bez temp. Przedwczoraj w nocy budził się co 20 min, wymiotował zalegającą wydzieliną , później usypiał na 20 min i apiać od nowa. Cała noc nosiłam go na rękach. Jak na złość mój M. był na szkoleniu. Położyłam się spać o 5:30 a o 6:30 wstałam i poszłam do pracy. Do dzisiaj chodzę jak Zombie. A W. tak strasznie mi szkoda... Tamtej nocy już nie potrafiłam sie pohamowac i płakałam razem z nim z bezsilności. On nigdy aż tak nie płakał.

    Gatta28

    OdpowiedzUsuń
  2. O Jezu, masakra :(
    Wiem jak to jest płakać z dzieckiem :( szkoda W. i Ciebie też, umęczyliście się... i też sami jesteście :(
    Trzymaj się, dla W. dużo zdrowia a dla Ciebie dużo sił, zresztą sobie też tego życzę ;)

    OdpowiedzUsuń