Pobudka przed 8. A. ciepły ale tylko trochę, ogólnie w miarę dobrej formie. Schodzimy po cichutku na dół żeby nie obudzić Jot, który jeszcze śpi a sen w jego stanie jest mu bardzo potrzebny. Szykuję mleko dla A., kawę dla siebie i myślę o tym jak to dziś będzie miło i spokojnie. Z A. lepiej, Jot pewnie też obudzi się już w lepszym stanie. I w momencie gdy to sobie myślę, spotykam przed sobą zapłakanego Jot. Wyjąkał, że głowa znów go boli, sprawdzam czoło - aż parzy :( Mierzymy temperaturę: 40,0 !!! Przeraziłam się, szybko pod koc, ibuprom, zimny kompres na głowę, Jot ma dreszcze, płacze, czekamy... Po godzinie jest nadal źle, znowu mierzymy temperaturę: 40,2 !!! No jak ??? Po ibupromie? Rośnie? Teraz to się na dobre przeraziłam. Musimy do lekarza, natychmiast! Ale jak? Ja nie mam ani prawka ani nawet samochodu. Autobusem? Z dwójką chorych dzieci? Z czego jedno w stanie ciężkim? NO WAY! Całe szczęście, że miał nas kto zawieźć. Przedtem tylko szybka akcja organizacji dwóch fotelików bo nasze w samochodzie M a M w pracy. W końcu pojechaliśmy. Zamiast państwowo do szpitala oddalonego o 5 minut drogi, na moją decyzję jedziemy na drugi koniec miasta do przychodni prywatnej gdzie mamy abonament. Mam przeczucie, że tam lepiej się nami zajmą. Zajęli się bardzo dobrze ale zanim to nastąpiło to spędziliśmy upojne 40 czy nawet 50 minut w poczekalni z co najmniej 20-tką innych schorowanych dzieciaków i ich rodziców. Takiego tłumu nie widziałam nigdy nawet w państwowej przychodni! Jot ledwo zipał a A. roznosił całą poczekalnię, którą zwiedził w 5 minut a potem wszystko było już źle, generalnie koszmar :( Zachciało mi się prywatnej przychodni, było jechać do szpitala, nie raz tam w weekend z Jot byliśmy i nigdy nie było tam więcej niż 1 dziecko w kolejce.
Ale jak już przejechaliśmy pół miasta to już zostaliśmy.
Jot dostał antybiotyk, A. też, to jego pierwszy w życiu :/ ale jutro podejmę decyzję czy mu go podam, u Jot nie było co się zastanawiać, pierwszą dawkę wziął zaraz po powrocie do domu.
Teraz od dawna wszyscy już śpią. Ja dogorywam, miałam obrabiać zdjęcia ale nie dam rady. Jedno chore dziecko to trudna sprawa ale dwoje chorych dzieci to już koszmar, szczególnie gdy jest się z nimi samemu w domu i nie ma się nikogo do pomocy :/ nie potrafię nawet opisać ile przeróżnych czynności wykonałam dziś nad tą moją chorą dwójeczką, co chwilę coś ...
Oby jutro było lepiej.
Zasnęli po 16:00, normalnie o tej porze nie ma mowy o żadnym spaniu, ale potrzebowali tego snu, ja zresztą też ;)
zdrówka życzę Wam:*
OdpowiedzUsuńoj niestety bardzo dobrze wiem co przezywasz, kilka lat temu mielismy to samo, koszmar,nie dzialal paracetamol, ani ibufen, wiem ze z zasady dzieci wysoko goraczkuja, ale kiedy temp zamiast spasc wzrosla do 40,5 wpadlam juz w panike (tez byla to niedziela) , szczescie ze w kamienicy mielismy takie pediatre starej daty, powiedzial ze juz nie ma na co czekac tylko mam podac pol polopiryny i robic zimne oklady ciala, balam sie jak cholera tej polopiryny, i ze z okladow jeszcze zapalenie pluc przy tej goraczce bedzie, ale zrobilam wiekszy hardcore, wlozylam Julke do wanienki z chlodna woda, krzyczala strszanie, a ja ja przytrzymywalam ( czulam sie jakbym ja topila) mysle ze tak z 30 sek ja potrzymalam, potem szybciutko opatulilam i robilam juz tylko oklady na glowe i kark, pomoglo w ciagu godziny temp spadla do 38,7 i potem coraz lepiej.. w ostaecznym rachunku stwierdzilam ze ze wszystkim da sie walczyc , ale jak juz bialko sie zetnie , albo mozg uszkodzi to juz pozamiatane,, trzymaj sie dzielnie, nie poddawaj zlym myslom, trzymam kciuki za was!
OdpowiedzUsuńOj bidulki wy wszystkie moje kochane! A Ty najbiedniejsza, bo wszystko na Twojej głowie i musisz zatroszczyć się, zając, zadbać... Ale najgorsze już za Wami, teraz tylko poprawiać sie będzie z dnia na dzień! Dużo zdrówka życzę i moc sił przesyłam wirtualnie!
OdpowiedzUsuńsciskam mocno kciuki,zeby chlopcy juz czuli sie lepiej.. ech ten sezon chorobowy..
OdpowiedzUsuńniech zdrowieją jak najszybciej! Tobie też wiele siły kochana... :)
OdpowiedzUsuńalez jestes dzielna!!!zdrowka zycze
OdpowiedzUsuńalez jestes dzielna!!!zdrowka zycze
OdpowiedzUsuńKaffiarko, ja też już byłam bliska wsadzania Jot do wanny z zimną wodą jak zobaczyłam to 40,2 po godzinie od padania leku, na szczęście dołożenie paracetamolu pomogło. Niestety chyba prędzej czy później każda mama przechodzi podobną sytuację z dzieckiem :(
OdpowiedzUsuńDziękuję Wam za życzenia, Jot wyszedł na prostą, z Adasiem natomiast średnio, niebawem napiszę notkę ...