Panowie wyjechali rano o 9:00.
Na miejscu byli po 10:00, zabieg miał być o 11:00.
Do godziny 13:00 cisza, zero wiadomości. Myślę sobie, co tam się dzieje, że tyle czasu M się nie odzywa? Gdy już prawie odchodziłam od zmysłów dostałam smsa, że nic się jeszcze nie dzieje bo nadal czekają na zabieg. Trochę się uspokoiłam, że nic się nie dzieje a potem znowu nerwy bo myślałam, że o 13:00 to będzie już po wszystkim a tu się okazuje, że nic z tego.
Po 14:00 przychodzi sms, że już po zabiegu, że jest ok.
Ok 15:00 w końcu dzwoni M i udaje mi się coś więcej dowiedzieć. Sam zabieg poszedł dobrze, J zaczął się denerwować dopiero w momencie gdy mieli już usypiać, wtedy do niego dotarło, że to się dzieje naprawdę, na szczęście nie zdążył wpaść w większą panikę bo usnął :)
Gorzej niestety poszło przy wybudzaniu. J dostał jakiegoś dziwnego ataku, wył, wydawał z siebie ponoć jakieś nieludzkie dźwięki a do tego rzucał się po łóżku tak, że M nie mógł go w ogóle utrzymać. Podobno to było w przewidywalnej normie ale M powiedział, że dobrze, że tego nie widziałam. Też tak myślę.
Po wybudzeniu z narkozy pozwolili mu pójść spać.
O 16:00 kazali wybudzić.
Po 16:00 już M dzwonił, że J zaraz po obudzeniu gdy tylko napił się pierwsze łyki wody to zwrócił to co miał zwrócić. Podobno dobrze to zniósł. Z pionizowaniem poszło gorzej bo był bardzo osłabiony (w końcu nie jadł już prawie od 24h) i nie miał siły chodzić i słaniał się na nogach. Potem niestety nastąpiły kolejne wymioty i podali mu coś przeciw wymiotnego bo jego organizm zwracał już za wiele.
Ok 18:00 J mógł wreszcie coś zjeść. Dostał kanapkę, zjadł, potem następną. Po jedzeniu zaczął nabierać trochę wigoru :)
Po wybudzeniu z narkozy gardło go bolało i dali mu coś przeciwbólowego dożylnie. Potem była przez chwilę wersja, że nie boli ale jednak okazało się, że boli (na szczęście tylko trochę), przy przełykaniu. Także cieszę się, że nie ma dramatu :)
No i jest jeszcze jakaś opcja z głosem, znaczy się z barwą głosu. J mówi jak małe dziecko, może jak trzylatek. Wstydził się tego i nie chciał ze mną rozmawiać kazał tylko mi przekazać, że mnie kocha i przytula i niedługo do mnie wróci. Wieczorem jednak zadzwonił do mnie i porozmawialiśmy, faktycznie miałam wrażenie jakby czas się cofnął i jakbym rozmawiała z nim parę lat wcześniej, dziwne uczucie. Ponoć wszystko ma wrócić do normy.
Aha, i jeszcze okazało się, że oprócz 3-go migdała, J miał też podcinane dwa migdały.
Cieszę się, że już po wszystkim i mój Skarb jakoś dał radę.
Nie mogę się doczekać jak już będzie w domu.
Trochę tylko skomplikowało się ze szkołą bo niestety nie będzie mógł na razie pójść i niestety potem będzie szedł do grupy gdzie inne dzieci będą się już doskonale znały a on będzie taki samiuteńki w tej grupie. A znam go i wiem, że ciężko będzie mu się odnaleźć.
I znowu coś nie tak :/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz