poniedziałek, 18 marca 2013

Brakczas

Poranek.
Wstajemy.
Chłopaków ogarnia M, ja od czasu operacji wstaję na raty i w swoim tempie.
Starszy jedzie do szkoły z M.
Normalnie razem z nimi jedzie Młodszy tyle, że przedszkola.
Ale od 3 tygdoni nie jest normalnie bo Młodszy wiecznie albo zaglucony albo zakaszlony i siedzi ze mną w domu.
M wraca ze szkoły i wiezie mnie na rehabilitację.
Za chwilę wraca do domu.
Po ponad godzinie znów po mnie jedzie żeby mnie przywieźć.
Wszystko oczywiście w towarzystwie Młodszego.
Potem M jedzie do szkoły po Starszego, ja zostaję z Młodszym.
W tym czasie ogarniam dom i Młodszego, który ma "1000 pytań do..." i "1000 spraw do...", do mnie oczywiście.
Potem jest już ok 12:30 i M jedzie do pracy a ja zostaję sama z AngryBirdsami do ok 19:00.
I się zaczyna:
Mamo, to, mamo tamto, mamo chodź tu, chodź tam, zrób to, daj tamto i nie zapomnij o tym i o tamtym, a posłuchaj tego a popatrz na to, piciu, siusiu, umyć rączki, zrobić lekcje, a wytłumacz, a czemu?, a po co?, a kiedy?, a Krzyś to może do nas przyjść?, a do ZOO to kiedy pojedziemy?, a do parku?, a jutro jest sprawdzian, a dziś czytanka, a i jeszcze marzannę zrobić trzeba ...
W tym samym czasie jedno pranie woła z pralki żeby je wyjąć i rozwiesić, drugie z suszarki żeby je schować a trzecie z kosza żeby je wyprać, 15 brudnych kubków tańczy w zlewie z 30 łyżeczkami. Dwie paszcze Birdsów wołają jeść, oczywiście każda co innego. Potem w zlewie do tańca dołącza ileś tam talerzy i garów. A ja w tym wszystkim jak ten robocop (bo wciąż nie poruszam się normalnie i nie wykonuję zwykłych czynności naturalnie) patrzę tylko na zegarek kiedy i czy w ogóle uda mi się w końcu na chwilę położyć ale broń Boże nie dla odpoczynku tylko dla ćwiczeń, które muszę robić kilka razy dziennie. MUSZĘ i robię. W czasie tej całej bieganiny przychodzi taki moment, że w końcu rzucam wszystko, kładę się i ćwiczę, w tym czasie bez przerwy słyszę: mamo to, mamo tamto... po 30-40 minutach ćwiczeń jest już taka lista zadań dla mnie, że mam co robić przez następne 2 godziny. A przez te następne 2 godziny lista wcale nie maleje tylko wciąż się rozrasta. Gdy wykonam początkową część listy to akurat przychodzi czas na kolejną partię ćwiczeń. Gdy skończę ćwiczenia to wracam do listy zadań i tak w kółko, od rana do wieczora, dzień w dzień ten sam ciąg zdarzeń.

To tak w ramach wyjaśnienia i uświadomienia, jak wygląda moje życie na zwolnieniu.
Bo pewnie wiele osób myśli, że leżę sobie do góry brzuchem lub wypatruję wiosny przez okno...
Nie, nie leżę, nie za bardzo mam kiedy. Siedzieć też nie siedzę bo również nie mam kiedy a poza tym jeszcze mi nie wolno - siedzenie max do 30 minut, co zresztą byłoby mega luksusem gdyby udało mi się tyle czasu posiedzieć.
I stąd też moja mała obecność i u mnie i u Was. No bo kiedy, kiedy ja w tym wszystkim mam znaleźć czas na internet i blogowanie? Tego czasu po prostu nie ma i jeszcze przez jakiś czas nie będzie.
A bardzo mi go brakuje, szczególnie w kwestii mojej pasji i największej miłości czyli fotografii, bardzo bolą mnie moje zaniedbane fotoblogi i setki zalegających zdjęć, które chciałam pokazać a już nie pokażę bo i tak nie będzie na to czasu...

Tak bardzo marzy mi odzyskanie zdrowia i uzyskanie jakiejś harmonii w moim życiu, trochę stabilizacji, równego podziału czasu na wszystko, na bycie sobą i mamą, na obowiązki, dbanie o zdrowie i przyjemności.
Nie spodziewałam się, że tak to będzie wyglądało, byłam pewna, że będąc na zwolnieniu ma się czas na wszystko, życie toczy się inaczej...
O naiwności moja...

Edit (22-03-2013)
na takie coś w necie trafiłam, nie mogłam nie zamieścić :)
Źródło jak na obrazku powyżej:  http://niefartfb.pl/

13 komentarzy:

  1. Kochana, ja ROZUMIEM, ja WIEM, że zwolnienie wcale nie = leżenie! Masz wsparcie w cudownym (i zmotoryzowanym!) M. :-)
    A ja się wkrótce wybieram do psychologa bo mimo że nie na zwolnieniu to też wciąż w niedoczasie wynikającym z moich niekonsekwentnych reakcji na mamo to mamo tamto... na szczęście nauczyłam się juz olewać równo ten zlew i pranie (dopóki mamy z czego jeść i w co się ubrać). Polecam :-)
    Ściskam energetycznie i zdrowotnie z mnóstwem sił witalnych! A dla A. polecam tak pobocznie bańki - Radek ma regularnie stawiane i zdrowiuteńki że hej!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bańki, już myślałam o tym ale w ogóle nie znam się na tym a wybór jest pewnie ogromny więc znów kwestia posiedzenia i poczytania w necie, a ja mam już długą listę zaległych spraw do "sprawdzenia" w necie, że potrzebuję na to kilka godzin siedzenia :/

      U nas "mamo to, mamo tamto" to nie jest jakieś tam zwykłe marudzenie tylko konkretne prośby o spędzenie z dzieckiem czasu, pomoc w lekcjach, wysłuchanie czy wytłumaczenie czegoś, podanie czegoś czego samo wziąć nie może itd., no cóż to wszystko po prostu trzeba zrobić i tyle, a od psychologów to ja się trzymam z daleka, pomijając moje dwie bardzo bliskie koleżanki psycholożki(nie znoszę tej formy ale nie znam innej).

      Usuń
    2. Anulka, bańki na polskim rynku bezogniowe to znam tylko Med Plus (i takie mam). Stawia się dziecinnie prosto, a w jakich punktach - jest w instrukcji obsługi :-) Mi Radek stawia bańki bo ja sobie do pleców nie sięgam ;-) Naprawdę! O bańki możesz podpytać lekarza. Gdybyś miała pytania możesz do mnie uderzać, ja już prawie-ekspert ;-)

      A z tymi potrzebami to rozumiem, no ale nie rozdwoisz się przecież...
      Trzymaj się ciepluśko!

      Usuń
    3. A to te co jak zaczęłam chodzić po blogspotowych blogach to w co drugim blogu ktoś je w candy oddawał. Nawet chciałam u kogoś po nie sięgnąć ale odpuściłam, teraz żałuję :(

      Usuń
  2. Cichosza z tym nieleżeniem bo zaraz ZUS przeczyta i cofnie zasiłek ;)

    A tak na serio to bardzo współczuję dolegliwości :( Doskonale rozumiem i ja i pewnie każda inna matka - przy dzieciach nie można sobie nawet spokojnie w łóżku pochorowac. Mimo wszystko szybkiego powrotu do zdrowia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety tak, matka na pełny etat niestety na chorowanie nie ma możliwości :/

      Co do zusu to mimo wszystko spełniam wymogi zwolnienia: nie mogę siedzieć, mam dużo ćwiczyć i mało leżeć, wszystko spełniam zgodnie z wymogami, trochę przez rozum a trochę z przymusu ;)

      Usuń
  3. Ty naprawdę daj w razie czego znać...
    Przecież żaden problem zajrzeć po południu, może spraw z Birdsami nie pozałatwiam, ale gary pozmywać, pranie powiesić, zakupy zrobić da radę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zakupy robi M, ja jeszcze nic nie dźwigam ani też w taką pogodę sama nie wychodzę, zbyt mało stabilnie jak dla mnie ;)
      A tak naprawdę wszystko czego mi trzeba to trochę ciszy i spokoju...

      Usuń
    2. W porz.

      Usuń
  4. za kilkanaście lat, kiedy Wasza młodzież opuści gniazdo będziesz tęsknić za "mamo to, mamo tamto". Na razie jest to pewien rodzaj terapii - mało masz czasu na przeżywanie własnej niedyspozycji. Co do całokształtu spraw domowych, to brawa dla M. Życzę cierpliwości, na fotografię przyjdzie czas i to już wkrótce; pozdrawiam :) clinet_184

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kogo moje oczy widzą :)))
      Wiem, że jeszcze zatęsknię za tym "mamo to, mamo tamto" ale czasem muszę ponarzekać ;)
      Tak, z całą pewnością konieczność ogarnięcia dzieci i domu stał się swojego rodzaju terapią-rehabilitacją, szybciej wracam do "normalnego" życia :)

      Usuń
  5. ja od 6-ciu lat jestem w domu z dziećmi ( no w sumie to młodszy drugi rok już w przedszkolu, więc część dnia spędzam sama - chyba, że syny chorują, a chorują ). Pracujące koleżanki czasem mi zazdroszczą, że mam czas dla siebie i takie tam. Pewnie mam ciut więcej od nich tego czasu, ale większość przedpołudnia spędzam na ogarnianiu domu, bo ciągle widzę kurz, brudną podłogę, umazane kafle... ( no one te czynności robią dopiero pod wieczór kiedy dzieciarnię ogarną, ale one też nie dostrzegają każdego pyłku). Ostatni tydzień pomagam w rodzinnym biznesie, wracam do domu już z dziećmi odebranymi z przedszkola. I mimo, że nie ma kiedy usiąść, zjeść na spokojnie, wypić ciepłej kawy, to wracam do domu pełna energii. Mam siłę na szybkie posprzątanie ( kurz na szafkach i pomazane kafle jakoś stały się niewidoczne), pogadanie z dziećmi, powycinanie z nimi jakichś dziwolągów, poczytanie. Jak siedziałam w domu, byłam tak zmęczona tym domem, że nawet czytać mi się synom nie chciało czasami, o wycinaniu mowy nie było!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żmijko, mnie też osłabia to siedzenie/uwięzienie w domu, ostatnimi dniami wstaję już zmęczona! Szok normalnie, jakbym miała anemię i to dosłownie. Jak w końcu przyjdzie ta wiosna i wyjdę gdzieś dalej niż na rehabilitację to odżyję i nabiorę trochę sił na te wszystkie "mamo to, mamo tamto".

      Usuń