We wtorek, ot tak sobie, spędziliśmy kilka godzin w zupełnie innych okolicznościach przyrody niż mamy na co dzień.
JJ zabalował w fontannie. Trzeba było wejść potem do sklepu i kupić mu suche ubrania bo nikt nie przewidział, że ta wyprawa skończy się kąpięlą a ubrań zapasowych dla dziecka nie było.
A. siedział w wózku i zszokowany szumem i ilością lecącej w górę wody i przez chwilę zapomniał o wspinaniu się i marudzeniu. Siedział tak i obserwował.
Ja siedziałam i obserwowałam ich oboje, cieszyłam się chwilą, bo przez tę chwilę było tak beztrosko ...
I co z tego, że to miasto ... jak to akurat miasto, w którym tak dobrze się czuję, Warszawa, moja Warszawa...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz