Normalnie nas zalało. A dokładnie to łazienkę.
Miała dziś przyjechać nowa pralka więc M wziął się za odłączanie starej i okazało się, że zawór w ścianie, który prowadzi węża doprowadzającego wodę do pralki jest zepsuty i mimo, że powinien się zamknąć to jest otwarty. Woda jak na filmach dosłownie wystrzeliła nam na całą łazienkę, lało się wszędzie a na podłodze w oczach rosło jezioro na całej powierzchni łazienki. Woda doszła aż do wysokości progu. M brodząc w kałuży, mokry od stóp do głów, starał się jakoś zatamować ten prysznic ale ciśnienie było tak ogromne, że się nie dało.
Ja akurat miałam wyjść z A. na spanie do ogrodu ale musiałam go odłożyć i pomóc M. Zostawiony sam sobie A. nie skumał zupełnie czemu takiego marudnego i zaspanego zostawiłam go samego w łóżeczku i w biegu gdzieś się oddaliłam i zaczął się tak drzeć, że miałam wrażenie, że dodatkowo do tej powodzi jeszcze ściany zaczną pękać. Woda się leje, Adaś wyje a ja lecę na dół do piwnicy zakręcać całą wodę. M krzyknął mi tylko, że to taka czerwona wajcha przy pompie, no i była ale okazało się, że to nie ta i przekręcenie jej nic nie dało, właściwa była z drugiej strony. Wróciłam biegiem na górę, woda nadal leje się litrami, M już prawie pływa i cały mokry tym razem on leci do piwnicy. Krzyczę żeby tak nie leciał i w tym samym momencie widzę jak traci równowagę ale leci dalej, za chwile drugi raz prawie orła wywija ale nic a nic mnie nie słucha tylko leci. A ja już nie martwię się o zalaną łazienkę tylko o niego żeby doleciał w jednym kawałku.
Doleciał, wodę wyłączył. Szum wodospadu przestał wydobywać się zza drzwi łazienki, które wcześniej zamknęłam żeby może jak najmniej wody wylało się na resztę domu. Otworzyłam drzwi, zajrzałam, POTOP. A za 2 godziny miała przyjechać nowa pralka. Do tego w domu zero wody bo zakręcona a ja potrzebowałam wymyć butlę, z której za chwilę A. miał wypić kleik. Na szczęście w rurach zostało ciut wody, akurat na tą jedną butlę. Hydraulik przyjechał dość szybko. Pozachwycał się A., w jakieś 3 minuty założył nowy zawór, wziął 70zł i pojechał.
Taki pierd a tyle kłopotu.
I cenna uwaga na przyszłość, zanim się weźmiesz za grzebanie przy rurach w łazience - zakręć dopływ wody, to nawet jak zaworek będzie popsuty to domu nie zaleje.
A miałam dziś pisać o naszej wczorajszej wycieczce do Nidzicy, może jutro mi się uda :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz