niedziela, 11 lipca 2010

Siłownia dnia codziennego :/

Cały nasz dzień to jedna wielka siłownia.

Mały A. nigdy nie należał do dzieci typu: posadźcie mnie na macie, dajcie zabawki a będe tam sobie siedział i się bawił a wy róbta co chceta. Nie, tak nigdy u nas nie było. Obecność rodzica przy zabawie jest obowiązkowa bo inaczej zabawki są be, do tego nawet obecność rodzica i jego nieudolne próby zorganizowania ambitnych zabaw grzechotkami są na nic po ok 5-7 minutach zabawy bo generalnie A. nudzi się daną rzeczą zanim jeszcze dokładnie ją obejrzy. Także nigdy łatwo nie było ale teraz... teraz to po prostu jest masakra. Siedzimy sobie na kocyku, obrabiamy zabawki, jedna minuta, druga, i w max 3-4 minucie następuje rzut 9 kilogramowego ciałka na mamę w celu wspinania się po niej jak najwyżej tylko się da, używając do tego nóg i rąk z naciskiem na ręce, które to są wyposażone w super wbijające się w skórę mamy paluszki z paznokciami. Gdy synek dotrze już prawie na sam czubek mojej głowy następuje ryk i krzyk bo dalej nie dość, że dalej nie da się już wspiąć to jeszcze mama ściąga syna na dół bo już ledwo zipie od tej wspinaczki a do tego jest cała wyszczypana. Mały A.,prowadzony na ziemię i posadzony tyłem do mamy a przodem do zabawek, w ciągu jednej sekundy wykonuje śrubę w miejscu, potem rzut na mamę i zaczyna swoją wyprawę od nowa. I tak w kółko, cały dzień. Jeżeli mamy nie ma w pobliżu to może to być jakakolwiek inna osoba czy też każdy napotkany przedmiot.
I ja doskonale rozumiem, że on po prostu odkrywa swoje nowe umiejętności, tym razem akurat wstawanie na nóżki ale czemu z aż taką zachłannością ?
Nie ma mowy o normalnej zabawie, cały czas czuwania wygląda tak, że on się wspina a gdy już osiągnie cel i stanie na nogi to zaczyna się złościć i krzyczeć, ja go zdejmuję a on wtedy jeszcze bardziej krzyczy :/ Ja jestem cała umordowana i ugotowana bo to naprawdę niezły wysiłek prowadzić takie zapasy z niemowlakiem przez ok 3-4 godziny bez przerwy (bo tyle trwa czas czuwania u A.) i to w taki upał.
Kombinuję jak mogę, wózek, noszenie, basenik, wszystko a on wszędzie robi to samo, z każdego miejsca po prostu próbuje się wydostać o własnych siłach i za wszelką cenę.

Żeby tego było mało, po takim wyczynowym dniu następuje równie wyczynowy wieczór ponieważ od 3 dni moje dziecko, które przez ostatnie 7 miesięcy zasypiało zaraz po kąpieli w trakcie picia wieczornej kaszki, teraz w trakcie tej kaszki nagle wybudza się z płaczem i nie ma mowy ani o dalszym piciu ani tym bardziej o spaniu. Aż mi się przypomniały pierwsze tygodnie jego życia gdy właśnie tak wyglądało usypianie, ryki, wrzaski, noszenie, suszarka, okap i nadal płacz. I teraz ten koszmar jakby powrócił :( Nie wiem co się dzieje, obstawiam dwie rzeczy: po pierwsze zęby, bo ten ząb co to go widać od miesiąca od wczoraj jest bardzo wypukły na dziąśle i siny, ewentualnie po drugie podejrzewam też trochę te upały, że może A. jest po całym dniu w takim skwarze na wieczór coś z niego w końcu wychodzi. Ale oba powody wydają mi się dość słabe bo co niby ma być winien ząb, który wcześniej przez cały dzień jakoś dziecku nie przeszkadza a nagle na wieczór zaczyna męczyć ? To samo z upałami, w dzień jakoś znosimy a na wieczór nagle foch ? Nie wiem.

I jak jeszcze ciężkie dni mogę sobie wytłumaczyć po prostu tym, że A. jest mega energicznym dzieckiem i po prostu bardzo chce już chodzić i stąd ta wieczna siłownia, tak tych wieczorów nijak nie umiem rozgryźć :(

Może ktoś ma jakieś pomysły ???

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz