niedziela, 12 września 2010

13-go wszystko zdarzyć się może...

W piątek 13-go lutego 2009 roku, przez zagrożenie poronieniem ciąży, wylądowałam nagle na zwolnieniu i od tamtego dnia nie wróciłam już do pracy. Nie było mnie tam do dziś. Teraz, po ponad 1,5 roku mojej nieobecności, 13-go września, wracam na stare śmieci i jak to ja mówię: do świata żywych :)

Włosy ufarbowane (znowu ciemniej niż przez ostatnie kilka miesięcy), nowa torebka zapakowana, nowe buty czekają w wiatrołapie.

Mam wrażenie jakbym wracała po prostu ze zwykłego kilkutygodniowego urlopu. A to przecież dużo więcej, bo pomijając czas jaki mnie nie było to dodatkowo idę już do nowej siedziby firmy. Przenosili się gdy ja byłam na zwolnieniu i teraz dla nich to już nic nowego, dawno się już z nowym miejscem zapoznali, obyli, przyzwyczaili...dla mnie wszystko będzie nowe. Z samą pracą zresztą też bo zmiany pozachodziły ogromne. Nie wiem jak poradzą sobie z pracą na nowym programie ? Choć dziś jakoś jest mi to zupełnie obojętne. Będzie co ma być, najwyżej przez jakiś czas nie będę przodownicą pracy i nie będę trzaskać zleceń jak kiedyś ponad 200 dziennie ;) z czasem się wyrobię i znów nie będę miała sobie równych :)

Gdyby tylko tak nie martwić się i nie tęsknić za dziećmi, przyznaję się, że w szczególności za Małym A. Bo to on teraz świata poza mną nie widzi, on płacze gdy nie ma mnie przy nim, on chce żebym to tylko ja go karmiła, ubierała, przytulała... J też mnie oczywiście potrzebuje ale jest już starszy i tak zakochany w szkole, że gdy tam jest to zapomina o całym świecie i smuci się gdy nie może tam pójść.
Przez choróbska na razie chłopaki będą razem w domu, może w połowie tygodnia sytuacja się zmieni.
Wiem, że sobie poradzą ale taka świadomość wcale nie sprawia, że nie martwię się już zupełnie. No i tęsknota, na to nie ma lekarstwa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz