Zaczęłam 3-ci tydzień pracy.
Jak można się domyślać najtrudniejszy był pierwszy. A dokładniej to pierwszy dzień, kiedy to zwalił się na mnie cały ogrom nowości, zadań, obowiązków, nowych procedur i sama nie wiem czego jeszcze.
Pracuję na 4/5 etatu to jest 4 dni w tygodniu a weekend mam 3 dniowy. Rozwiązanie jest to przymusowe ale jednocześnie bardzo dobre bo ten jeden dzień więcej wolnego a jeden dzień mniej pracy naprawdę daje się pozytywnie odczuć :)
Wstaję o 5 lub przed 5 rano, zależy czy muszę rano umyć głowę czy nie. Autobus mam 5:56 i dojeżdżam do pracy na 7:30, wtedy o 15:30 mogę wyjść i jestem w domu po 17:00. Chyba, że coś mi po drodze nie idzie (tak jak dziś) i wchodzę do domu ok 18:00 :/ To już tak naprawdę koniec dnia ale jeszcze załapuję trochę czasu z dziećmi. Nie dużo ale zawsze trochę a na więcej i tak nie miałabym sił. Dzieci kładziemy ok 21:00, niestety ja ze zmęczenia usypiam z młodszym czy starszym (zależy, którego akurat usypiam) i budzę się nieprzytomna po 22:00, wtedy wstaję, szykuję ubranka na drugi dzień dla A., J., siebie, słoiczki żeby M nie musiał już wybierać i inne potrzebne akurat rzeczy, sprzątam co tam jest do posprzątania, zmywam butle, chowam jakieś wysuszone pranie, szykuję następne i tak robi się godzina 23:00 a wtedy muszę się już położyć żeby na drugi dzień wstać o tej 5. Także jak widać w tygodniu czasu dla siebie mam 0, słownie ZERO. Dlatego też ostatnio nie piszę, chyba że robię to kosztem mojego spania tak jak teraz :/ Również kosztem snu uzupełniam na bieżąco mojego fotobloga gdzie oczywiście serdecznie zapraszam, udało mi się wstawić część weekendowych zdjęć pięknej złotej jesieni :)
Co do dojazdów to na razie jakoś daję radę i jeżeli trwa to ok 1,5 to jeszcze nie jest to dla mnie jakaś zbytnia uciążliwość, a czasem nawet duży plus bo ten czas dojazdu to w sumie jedyny moment w czasie dnia kiedy mogę sobie odpocząć. Ani w pracy ani w domu jest to niemożliwe żebym tak po prostu siedziała sobie i nic nie robiła. Także jadę tym tramwajem, siedzę sobie w spokoju (bo wsiadam na pętli), słucham, muzyki, której też od miesięcy nie mam możliwości słuchać tyle ile bym chciała ...
...myślę nad milionem spraw, nad którymi też nie mam kiedy indziej pomyśleć i po prostu ... odpoczywam ... Gorzej jak ten dojazd przeciąga się tak jak dziś to wtedy pod koniec mam już trochę dość. No i zimą te dojazdy to też pewnie nie będzie już przyjemność :/
Ze spraw bieżących to A. po tygodniu spokoju od kataru od soboty znów katar ma a J od niedzieli ma jakąś dziwną chrypę, M nadal walczy z ręką, mnie ukruszył się ząb a Adasiowi wychodzą górne jedynki.
Poza tym wielkimi krokami zbliża się dzień pierwszych urodzin A. więc w myślach urządzam mu już małe przyjęcie :) Planuję na dzień jego urodzin wziąć wolne i spędzić z nim ten dzień cały, bo to w końcu nasz dzień :)
Niestety do dziś nie udało nam się zorganizować chrzcin A. i w tym roku już nam się to nie uda :( Jestem o to zła i rozżalona bo zależało mi, żeby wyrobić się z tym tematem w jakimś ludzkim czasie czyli do pierwszego roku no ale niestety. Zawiodłam się bardzo na osobie związanej z tą sprawą i teraz temat leży odłogiem a dodatkowo ja czuję niesmak związany z tą sytuacją.
Tyle podsumowania ostatnich dni i mojego "nowego" życia jako mamy pracującej.
A teraz idę spać bo za 4 godziny zadzwoni mój pierwszy budzik.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz