piątek, 20 listopada 2009

Albo albo :(

Albo zdrowie psychiczne i fizyczne moje i dziecka albo karmienie piersią. U nas te dwie rzeczy niestety nawzajem się wykluczają :(
W związku z tym, po miesiącu męczarni, od 6 listopada synek jest na butli. Wraz z przejściem na butlę zmniejszyły się ulewania i skończyły kilkugodzinne maratony z kupami.

Ja nie wiem co jest nie tak z tym moim mlekiem ale Mały A go po prostu nie toleruje, dla A jest jak środek przeczyszczający czy w sumie nawet nie wiem jak to nazwać bo przecież leciało z niego i górą i dołem :( Wiadomo, że to na pewno nie alergia na białka mleka bo gdyby tak było to po mleku sztucznym nie byłoby poprawy a wręcz przeciwnie. Co do innych produktów to był przecież czas, że żyłam o chlebie i wodzie (i to dosłownie) i było to samo, więc ogólnie to raczej nie alergia. Lekarze rozłożyli ręce i ja też. Mój przypadek jak zwykle nie może być prosty, no bo przecież jest MÓJ a u mnie nic nie jest normalne i mieszczące się w ramach jakiegoś konkretnego problemu, NIE, u mnie wszystko jest zawsze inne niż normy przewidują.

Po przejściu na butlę zaczęliśmy funkcjonować w miarę normalnie. Niestety ja bardzo ciężko psychicznie zniosłam odstawienie małego od piersi. No bo przecież jakto ? JA ? z taką ilością mleka, że dla połowy miasta by starczyło mam karmić sztucznie ? Z jednej strony nie mogłam tego znieść a z drugiej czułam ogromną ulgę, kiedy kolejne karmienie nie kończyło się kilkakrotnym chlustaniem, przebieraniem i 10 kupami pod rząd. Ponieważ jednak wciąż toczyłam wewnętrzną walkę o to czy robię źle czy dobrze to w drugiej dobie butelkowego karmienia postanowiłam przeprowadzić mały test, którego niestety moje mleko nie zdało :( Na chwilkę przystawiłam A do piersi, pomyślałam, że przecież te kilka mililitrów, które ode mnie wypije nie powinny zaszkodzić. Jak bardzo się myliłam przekonałam się parę minut później kiedy A zaczął po staremu chlustać tym moim mlekiem jeszcze w trakcie jedzenia a zanim skończył jeść i chlustać to już była pierwsza kupa a zaraz potem następna i następna i koszmar po prostu powrócił. A karmiłam go zaledwie kilka minut !!! To był ostatni raz kiedy przystawiłam go do piersi i od tamtej pory jesteśmy tylko i wyłącznie na butli.

W międzyczasie musiałam oczywiście zrobić coś z zalegającym nawałem pokarmu. Zamieniłam się dosłownie w fabrykę i co 2-3 godziny odciągałam po 160 ml mleka, to naprawdę ogromna ilość, miesięczne dziecko wypija na dobę co najwyżej połowę tego co ja produkowałam. A ja odciągałam i ze łzami w oczach wylewałam bo jakbym chciała to wszystko mrozić to po pierwsze nie miałabym w czym ani gdzie a po drugie to kto by to wszystko potem wypił ? W ciągu następnych kilku dni zrobiło się u nas bardzo ciężko za sprawą mojej anginy i ciężkich dni A, kiedy to nie spał i nosiłam go godzinami na rękach i po prostu przestałam się wyrabiać z czymkolwiek a już na pewno nie miałam czasu ani sił na wiszenie z laktatorem co 2-3 godziny i musiałam zmniejszyć produkcję fabryki. Przestałam odciągać tak często i takie ilości i po paru dniach laktacja zaczęła hamować ... teraz odciągam dwa razy dziennie po 100ml. Po co? Bo wciąż nie mogę pogodzić się z tym, że nie karmię piersią i gdzieś w głębi serca wierzę i liczę na to, że jeszcze do tego wrócę...

A póki co: BEBILON ... i życie stało się prostsze ...
Smutne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz