czwartek, 19 listopada 2009

Po szczepieniu ...

Wczoraj bardzo się bałam ale gdzieś w głębi duszy do końca wierzyłam, że nic się nie wydarzy. No bo bez przesady, w końcu z drugim dzieckiem wszystko jest inaczej, nawet pani doktor powiedziała, że statystyka jest po naszej stronie, skoro z pierwszym były problemy to teraz nie powinno ich już być. A jednak ...
Szczepienie mieliśmy o 13:00, akurat kiedy wypadała godzina karmienia no ale na to nie miałam już wpływu. Do tego wszystkiego nie pozwolili nam zastosować EMLI, na którą bardzo liczyłam, a tu niestety :( Samo szczepienie, wiadomo, płacz i tyle, no ale tu na cuda nie liczyłam, szczególnie bez tej emli. Po szczepieniu wrzask, ale tu za to pomyślałam, że z głodu. Zaraz po wyjściu z przychodni A zasnął mi na rękach co bardzo mnie zdziwiło i ucieszyło zarazem. Niestety sen trwał 5 minut, tyle co droga do domu a potem znów płacz. Po nakarmieniu postanowiłam wyjść na spacer żeby synuś się wyciszył, uspokoił i odespał te nieprzyjemności, które go spotkały. Był najedzony, senny, zmęczony, więc liczyłam na dwie godziny spokojnego spacerowania na świeżym powietrzu. Niestety A pospał zaledwie 40 minut, wybudził się w trakcie spaceru i nie zapowiadało się na to, że znów zaśnie, więc skierowałam się w stronę domu bo sytuacja była niepewna. Przez chwilę los nade mną czuwał bo A rozwrzeszczał się dosłownie pod samym domem. Inna sprawa, że od jego wybudzenia już wiedziałam, że coś jest nie tak bo przed spacerem był naprawdę wymęczony i normalnie to spałby nawet i 3 godziny bez przerwy a nie 40 minut, szczególnie na dworze.

No i moje złe przeczucia mnie nie myliły. W domu koszmar rozkręcił się na dobre, A znów zjadł i po nieudanej próbie zaśnięcia wpadł w taki szał i histerię, że czegoś takiego to u niego nie słyszałam i nie widziałam odkąd jest na świecie. Widziałam to za to i słyszałam 5 lat temu po pierwszym szczepieniu J, bardzo dokładnie rozpoznałam ten płacz i to zachowanie i już wiedziałam: mamy reakcję poszczepienną czyli powtórka z rozrywki sprzed 5 lat :(((
Trochę się zastanawiałam czy podawać paracetamol czy nie, ponieważ obecna pediatra nie była za jego stosowaniem, jednak pamiętając historię z J i to, że wtedy wszyscy lekarze kazali dać paracetamol a przecież nawet wylądowaliśmy w szpitalu i tam też jedyne zalecenie to był właśnie paracetamol to postanowiłam nie przeciągać dalej męczarni i o 17:30 paracetamol został synkowi zaaplikowany. Jakież było moje zdziwienie i załamanie kiedy pół godziny po podaniu leku nie było zbytnio dużej poprawy, synek przestał się co prawda wydzierać ale nie dało się go odłożyć i wciąż był bardzo niespokojny, wystarczył mój minimalny ruch żeby od razu wykrzywiał się do płaczu a co najgorsze: nie zasypiał !! Siedziałam tak z nim wtulonym, wręcz wczepionym we mnie przy dźwiękach suszarki i w duchu modliłam się, żeby ten cholerny lek zaczął działać.
O 19:00 A zasnął.
Spał do 3 w nocy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz