...wczoraj doszłoby u nas do tragedii :(
Piękna pogoda, słonecznie, krótki rodzinny spacerek.
Korzystam z tego, że jestem z M i on prowadzi wózek a ja mogę sobie w spokoju porobić zdjęcia. Niedługo potem wracamy do domu (A nie toleruje wózka), wchodzimy na naszą działkę przez bramę wjazdową, M zamyka ją na skobel, jak zwykle. Idziemy na tył domu, kręcimy się po ogrodzie. Mały A biega to tu to tam, z jednej strony domu na drugą. Jak zwykle trafia też w końcu do bramy, przy której często zatrzymuje się i ogląda pędzące przed naszym domem samochody. Mały A podchodzi do bramy i szarpie, ta ani drgnie, naprawdę ciężko nawet dorosłej osobie ruszyć ten skobel. Odwracam na chwilę głowę, chwila zamyślenia i gdy znów patrzę w stronę mojego Małego A, jego już nie ma! Brama lekko uchylona a on dosłownie o dwa kroki od jezdni!!! Naszą bramę dzieli od jezdni jedynie wąski kawałek chodniczka...
Mój krzyk i rzucam się pędem w jego stronę, krzyczę jego imię na całe gardło, ile tylko mam sił w płucach! On idzie dalej, znów krzyczę, wręcz się wydzieram, jestem już o krok od niego, widzę jak ludzie zatrzymują się na ulicy i patrzą, widzę faceta z wózkiem, który jeszcze chwilę wcześniej przechodził koło naszej bramy i coś tam zagadywał do A. Facet zamiera w bezruchu...
Moment gdy znajduję się przy Małym A i łapię go w ramiona trwa zaledwie kilka sekund ale dla mnie to jak cała wieczność!
I do teraz widzę go gdy stoi o krok od tej ulicy, po której pędzi jeden samochód za drugim jak po autostradzie. I niestety oczami wyobraźni widzę też to co mogło się stać, wciąż widzę ten cholerny, koszmarny obraz!
Nigdy wcześniej czegoś takiego nie przeżyłam i strachu jaki czuje matka w sytuacji naprawdę realnego zagrożenia życia dziecka jest nie do opisania słowami!
Nogi jak z waty zaczęły telepać mi się w momencie gdy złapałam Małego A w ramiona, potem doszły ręce a potem telepałam się już cała jednocześnie przyciskając do siebie z całych sił mojego A. I z każdą kolejną sekundą zamiast się uspokajać to coraz bardziej zaczynało docierać do mnie co mogło się stać i ta myśl była nie do zniesienia. Zaczęłam płakać, wróciliśmy do domu, płakałam jeszcze przez dłuższy czas...
Nie jestem nieodpowiedzialną matką, wręcz przeciwnie, czasem aż nadgorliwie pilnującą bezpieczeństwa i zdrowia swoich dzieci. Na naszym podwórku spędziliśmy już dobrych kilka dni i do tej pory czułam się tu bezpiecznie, nawet gdy A podchodził do bramy, nie mogło się nic stać bo dziecko samo nie da rady jej otworzyć. Dziś po prostu musiała być źle zamknięta :( Może i mogłam to przewidzieć ale nie przewidziałam :( byłam pewna, że Mały A jest bezpieczny, w innym razie w życiu nie doszłoby do tej sytuacji bo na pewno nie pozwoliłabym mu tam stać a już na pewno nie spuszczałabym go z oka nawet na tak małą chwilkę!
Maj nie jest dla nas łaskawy, w zeszłym roku ten upadek a teraz to.
Chcę już o tym wszystkim zapomnieć.
straszne
OdpowiedzUsuńbiedna,przytulam:*
OdpowiedzUsuńDzięki Bogu skończyło się dobrze! Nie wyobrażam sobie tak wielkiego strachu :-(
OdpowiedzUsuńJesteś wspaniałą Mamą a takich sytuacji nigdy w 100% nie da się przewidzieć!
To też do końca nie zagwarantuje bezpieczeństwa, ale może poćwiczcie z A. zabawę w "stop", czerwone światło itp.
Mocno przytulam!
nie jesteś w stanie przewidzieć każdej sytuacji. możesz tylko minimalizować niebezpieczeństwo. jesteś wspaniała bo zareagowałaś odpowiednio w odpowiednim momencie. nie ma co teraz gdybać...
OdpowiedzUsuńkiedy mamy dzieci, niestety prędzej czy później, może spotkać nas taka sytuacja...bez względu na to, jak mocno dbamy i uważamy na nasze dzieci...sama jestem mamą i doskonale wiem, jak szybko małe dzieci potrafią sie przemieścić z miejsca na miejsca...ciezę się, ze wszytsko dobrze się skończyło...
OdpowiedzUsuńDziękuję Wam za wpisy... ja niby wiem, że takie sytuacje się zdarzają i, że nie da się przewidzieć wszystkiego ale jakiś taki żal mam do siebie jednak staram się już nie gdybać i nie rozmyślać o tym żeby się nie zadręczać.
OdpowiedzUsuńJezu, współczuję!!!
OdpowiedzUsuńsama pamiętam taką sytuację z mojego dzieciństwa. Miałam może z 5 lat - wybiegłam za piłką na środek ruchliwej ulicy. Pamiętam do dziś nadjeżdżający autobus i krzyk mojej mamy. Nie wiem jakim cudem, ale nic mi się nie stało - może autobus zdążył zahamować, może mama mnie złapała. Tego nie pamiętam. Ale całe wydarzenia siedzi mi w głowie, także na pewno było dla mnie strasznym przeżyciem. O mojej mamie nie wspomnę...
Dobrze, że A. nic się nie stało.
Nie myśl już o tym. Dzieciaki są nieprzewidywalne. Mój np. dzisiaj tez mało mnie o zawał nie przyprawił. Ładowałam telefon, nie sądziłam że do niego dostanie. A ten się wspiął, odłączył telefon, patrze na niego a Wojtek cmoka w buzi końcówkę od podłączonej do prądu ładowarki... W pół sekundy byłam przy nim i mu ja wyrywałam z rąk.
Gatta
Będąc mamą, stres i strach o dziecko mamy wpisane w zawód, już na zawsze :/
OdpowiedzUsuńja bym umarła chyba, albo serce by mi stanęło. no i jak tu się nie bać?? jak choć na chwilę przestać się martwić i stracić czujność?
OdpowiedzUsuńMi serce prawie wyskoczyło :/
OdpowiedzUsuńNo i właśnie tego typu historie są przykładem na to, że nie da się przestać bać a czujności stracić nie wolno bo wystarczy jedna chwila ...