sobota, 4 czerwca 2011

JJ is back !!!

Jest, wrócił, cały i zdrowy, szczęśliwy, opalony i zadowolony :)

Piątek jak to piątek, dla mnie dzień wolny, czas spędzam na swoich ulubionych czynnościach, spacer z Małym A i aparatem (ale mi się trafiły wczoraj okazy, niektóre wystawiłam już na moim fotoblogu, zapraszam tych mniej wrażliwych na widok owadów z bliska), poza tym przytulanki, bieganie po ogrodzie, mała wycieczka na rowerku, zakupy weekendowe oraz na tych mniej ulubionych: pranie, sprzątanie, ogarnianie itp. Dzień leciał tak szybko, że nagle po godzinie 18:00 zorientowałam się, że nie mam ani pół słowa wieści od nauczycielki Jota czy jadą do domu czy nie. Okazało się, że nie dość, że jadą to są już prawie na miejscu !!! I tym oto sposobem oszczędziłam sobie nerwów, które przechodziłam we wtorek wiedząc dokładnie, o której wyruszyli i czekając niecierpliwie na info, że dojechali.

Całą trójką pojechaliśmy pod szkołę przywitać i odebrać naszego Jota. Czekając na autokar przypomniało mi się jak to kiedyś było gdy byłam mała i to ja wracałam z wycieczek, kolonii czy obozów, pamiętam gdy autokar podjeżdżał i wszystkie dzieci wlepiały buzie w szyby wypatrując swoich rodziców i pamiętam tych wszystkich rodziców stojących pod autokarem i lekko zdenerwowanym ale uśmiechniętym wzrokiem szukających wśród małych głów swoich pociech. I dotarło do mnie, że teraz role się odwróciły, teraz to ja stoję wśród tej grupki rodziców przestępujących z nogi na nogę w oczekiwaniu na swoje dziecko! Emocje naprawdę ogromne, miałam gulę w gardle ze wzruszenia :)

Po powrocie do domu opowieściom nie było końca, wypytałam się o wszystko, gdzie chodzili, co robili, w co się bawili (na pytanie o zachowanie koleżanek, Jot z rezygnacją jęknął, że: "znowu...", no co za baby ;), co jedli, jak się ubierali itd., itp. Jot z wielkim zaangażowaniem wszystko mi opowiadał, aż w końcu po ponad godzinnym wywiadzie zaczął się trochę niecierpliwić zapytał czy może w końcu w spokoju ponaklejać sobie naklejki w albumie z samolotami, który dostał z okazji Dnia Dziecka :) Prezent czekał na niego w salonie i znalazł go po powrocie z wycieczki. To miała być taka miła niespodzianka po powrocie do domu :) Oprócz albumu dostał jeszcze skrzynkę-skarbonkę z Supermenem, zamykaną na małą kłudeczkę, taki drobiazg kupiony tak przy okazji jako dodatek do prezentu a okazał się największym hitem! Jot zasnął wczoraj w objęciach ze skrzynką :)

Na dziś mamy bardzo fajny plan, czekamy właśnie na Maniusię i Radzia :) Na jutro też mamy super plan, przyjedzie do nas babcia i po południu jedziemy całą rodzinką (M dojedzie do nas bezpośrednio z pracy) po prezent "Number one" dla Jota z okazji Dnia Dziecka! Bo album i skrzynka to były takie małe nagrody pocieszenia w związku z tym, że nie spędziliśmy razem Dnia Dziecka a tego głównego prezentu też nie dało się kupić bez Jota bo założenie było takie, że będzie on obecny przy zakupie i sam go sobie wybierze. A co to będzie to na razie mała tajemnica :)

Miłego weekendu Wam życzę!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz