Spełniły się moje przewidywania, że Młodszy pójdzie do
przedszkola bezproblemowo. Od dawna już było widać, że nasze dziecko
bardzo ale to BARDZO potrzebuje pójść do dzieci i takiego miejsca jak
przedszkole.
Pierwsze spotkanie z przedszkolem było w dniu kiedy M poszedł zapisać tam Młodszego. Młodszy wpadł do dzieci i zabawek i nic go już więcej nie obchodziło, nawet nie zwrócił uwagi gdzie jest tata. Sytuacja powtórzyła się znowu gdy Młodszy poszedł do przedszkola kolejny raz z M na parę minut. Od tamtego czasu minęło pare miesięcy a Młodszy często wspominał te wizyty w przedszkolu i zawsze z dużą ekscytacją w głosie. Pytany czy będzie chciał iść do przedszkola odpowiadał głośno i przeciągle: "Taaaaak", z uśmiechem od ucha do ucha.
Dzień pierwszy odbył się tak jak te wcześniejsze krótkie wizyty. Weszłam za Młodszym do salki, Młodszy pobiegł do zabawek, od razu wypatrzył skrzynkę z figurkami swoich ukochanych zwierzątek (on ma na nie chyba jakiś wewnętrzny radar) i już go nie było. To mnie ciężko było wyjść i go tam zostawić!
Dzień drugi wyglądał podobnie.
Dzień trzeci, czyli dziś, również.
Z tą tylko małą różnicą, że dziś natrafiłam na naszą Panią wychowawcznię, więc chciałam skorzystać i podpytać się o kilka rzeczy co zajęło mi ok 20 minut, po których to Młodszy nagle jakby sobie o mnie przypomniał, zauważył mnie, że jestem, pobiegł do mnie i już nie chciał odejść :/ Kucnęłam przy nim, przytuliłam, a on położył główkę na moich kolanach i tak stał wtulony. Nic nie mówił, nie płakał, tylko tak stał. To był chyba pierwszy mały kryzys i ten moment, że jeszcze chwila i byłby płacz obustronny więc "odesłałam" go do zwierzątek i szybko się ulotniłam, z duszą na ramieniu :/
Mam tylko nadzieję, że po moim wyjściu było ok.
Z rozmowy z "naszą" panią dowiedziałam się, że Młodszy ogólnie bardzo dobrze sobie radzi, wszystko zjada, prawie sam, choć w domu jest karmiony, słucha się pani i jako pierwszy leci gdy pani woła żeby się ustawić czy gdzieś podejść, no w szoku jestem ;) z toaletą też do tej pory problemu nie było.
Ogólnie mogę powiedzieć, że póki co jest CHYBA dobrze ... ale to wcale nie znaczy, że siedzę sobie spokojna i zadowolona. Nic z tych rzeczy. Nerwa mam cały czas. Bo kto wie co przyniesie kolejna godzina, kolejny dzień, tydzień? Nie byłabym sobą gdybym się nie denerwowała, poza tym taki dobry start dla mnie jeszcze niczego nie wróży, jak to się mówi, jedna jaskółka wiosny nie czyni, to dopiero 3-ci dzień. Pożyjemy, zobaczymy, co przyniosą następne dni ale staram się być dobrej myśli, wierzę w mojego Skrzacika ;)
Starszy Skrzacik to już weteran i z jego pójściem do szkoły jedyny stres jaki był to brak tych książek ale zdążyliśmy, kupiliśmy i nasz syn z kompletną wyprawką poszedł wczoraj na pierwsze zajęcia. Przez pierwsze dwa tygodnie mamy troche chory plan lekcji jeżeli chodzi o godziny zajęć bo mamy 3 razy na popołudnie: 12:45 - 16:15 :/ i tylko dwa razy na rano z czego raz na 7:05 co znowu uważam za lekką przesadę tym bardziej, że zajęcia tego dnia przewidziane są na zaledwie 4 godziny lekcyjne z czego dwie to basen a, że na razie basenu nie ma to wychodzą tylko dwie godziny czyli dzieciak jedzie na 7 a o 8:45 jest już po zajęciach i co z nim potem zrobić? Bo do tego wszystkiego świetlica też jeszcze na razie nie działa :/
Dwa tygodnie szybko zlecą a potem ma być już codziennie na rano i będzie już i basen i świtlica. Tylko Starszy nie bardzo wcale zadowolo, że codziennie na rano bo po pierwsze nie lubi rano wstawać a po drugie lubi siedzieć długo wieczorem a nawet po nocy (po mamusi).
No cóż, będzie się musiał przestawić.
A wakacje już za 295 dni...
Pierwsze spotkanie z przedszkolem było w dniu kiedy M poszedł zapisać tam Młodszego. Młodszy wpadł do dzieci i zabawek i nic go już więcej nie obchodziło, nawet nie zwrócił uwagi gdzie jest tata. Sytuacja powtórzyła się znowu gdy Młodszy poszedł do przedszkola kolejny raz z M na parę minut. Od tamtego czasu minęło pare miesięcy a Młodszy często wspominał te wizyty w przedszkolu i zawsze z dużą ekscytacją w głosie. Pytany czy będzie chciał iść do przedszkola odpowiadał głośno i przeciągle: "Taaaaak", z uśmiechem od ucha do ucha.
Dzień pierwszy odbył się tak jak te wcześniejsze krótkie wizyty. Weszłam za Młodszym do salki, Młodszy pobiegł do zabawek, od razu wypatrzył skrzynkę z figurkami swoich ukochanych zwierzątek (on ma na nie chyba jakiś wewnętrzny radar) i już go nie było. To mnie ciężko było wyjść i go tam zostawić!
Dzień drugi wyglądał podobnie.
Dzień trzeci, czyli dziś, również.
Z tą tylko małą różnicą, że dziś natrafiłam na naszą Panią wychowawcznię, więc chciałam skorzystać i podpytać się o kilka rzeczy co zajęło mi ok 20 minut, po których to Młodszy nagle jakby sobie o mnie przypomniał, zauważył mnie, że jestem, pobiegł do mnie i już nie chciał odejść :/ Kucnęłam przy nim, przytuliłam, a on położył główkę na moich kolanach i tak stał wtulony. Nic nie mówił, nie płakał, tylko tak stał. To był chyba pierwszy mały kryzys i ten moment, że jeszcze chwila i byłby płacz obustronny więc "odesłałam" go do zwierzątek i szybko się ulotniłam, z duszą na ramieniu :/
Mam tylko nadzieję, że po moim wyjściu było ok.
Z rozmowy z "naszą" panią dowiedziałam się, że Młodszy ogólnie bardzo dobrze sobie radzi, wszystko zjada, prawie sam, choć w domu jest karmiony, słucha się pani i jako pierwszy leci gdy pani woła żeby się ustawić czy gdzieś podejść, no w szoku jestem ;) z toaletą też do tej pory problemu nie było.
Ogólnie mogę powiedzieć, że póki co jest CHYBA dobrze ... ale to wcale nie znaczy, że siedzę sobie spokojna i zadowolona. Nic z tych rzeczy. Nerwa mam cały czas. Bo kto wie co przyniesie kolejna godzina, kolejny dzień, tydzień? Nie byłabym sobą gdybym się nie denerwowała, poza tym taki dobry start dla mnie jeszcze niczego nie wróży, jak to się mówi, jedna jaskółka wiosny nie czyni, to dopiero 3-ci dzień. Pożyjemy, zobaczymy, co przyniosą następne dni ale staram się być dobrej myśli, wierzę w mojego Skrzacika ;)
Starszy Skrzacik to już weteran i z jego pójściem do szkoły jedyny stres jaki był to brak tych książek ale zdążyliśmy, kupiliśmy i nasz syn z kompletną wyprawką poszedł wczoraj na pierwsze zajęcia. Przez pierwsze dwa tygodnie mamy troche chory plan lekcji jeżeli chodzi o godziny zajęć bo mamy 3 razy na popołudnie: 12:45 - 16:15 :/ i tylko dwa razy na rano z czego raz na 7:05 co znowu uważam za lekką przesadę tym bardziej, że zajęcia tego dnia przewidziane są na zaledwie 4 godziny lekcyjne z czego dwie to basen a, że na razie basenu nie ma to wychodzą tylko dwie godziny czyli dzieciak jedzie na 7 a o 8:45 jest już po zajęciach i co z nim potem zrobić? Bo do tego wszystkiego świetlica też jeszcze na razie nie działa :/
Dwa tygodnie szybko zlecą a potem ma być już codziennie na rano i będzie już i basen i świtlica. Tylko Starszy nie bardzo wcale zadowolo, że codziennie na rano bo po pierwsze nie lubi rano wstawać a po drugie lubi siedzieć długo wieczorem a nawet po nocy (po mamusi).
No cóż, będzie się musiał przestawić.
A wakacje już za 295 dni...
2012/09/05 12:58:03
OdpowiedzUsuńNajpiękniejsze jest to ostatnie zdanie :-)
I tak trzymać!
2012/09/05 16:07:56
UsuńTo ostatnie zdanie przywitało nas na rozpoczęciu roku u Starszego (tylko wtedy było tam 297), wisiało jako olbrzymia dekoracja. Nie dało się nie zauważyć i nie zapamiętać :)