wtorek, 8 lutego 2011

Nie dogadujemy się z synem :/

Najpierw było tak, że jak wracałam z pracy to nie miałam prawa nawet do łazienki wejść czy się w spokoju przebrać bo Mały A dostawał histerii już na sam mój widok w drzwiach. Wymagał żebym w jedną sekundę znalazła się przy nim a potem nie odstępowała go na krok a jedyną czynnością jaka go interesowała było chodzenie po schodach w górę i w dół, w górę i tak bez przerwy aż do kąpieli :/

Po kilku tygodniach zdołałam wypracować z nim układ, że zabierałam go ze sobą do łazienki i w ten sposób udawało mi się chociaż przebrać itd. Niestety potem znów czekała mnie co najmniej godzinna wycieczka po schodach :/

Ostatnio Diabełek znudził się w końcu schodami i odpuścił mi to chodzenie, ufff! Zaczynało być w miarę normalnie, w miarę bo histeria na mój widok w drzwiach i wycie przy najmniejszej próbie mojego odejścia choćby na krok są nadal ale wypracowałam sobie jakieś tam metody radzenia sobie z małym wrzaskunem i jakoś to działało. Do teraz.
Bo niestety od piątku, jak już wcześniej pisałam mamy strajk głodowy, który jak się okazało dotyczy bezpośrednio mojej osoby :/ w poniedziałek Mały A został z tatą i jakby nigdy nic: kasza, cały duży obiadek, duży deser i inne, wszystko pięknie zjedzone jak kiedyś. Dziś to samo.
Dziś akurat gdy wracałam do domu A miał właśnie jeść jakiś tam kolejny deserek i nagle diabeł w niego wstąpił i oczywiście z jedzenia nic już nie było :( była za to awantura na 4 fajerki :(
Na początku wyglądało na to, że chodzi o to, że przyszłam do domu a on nie może być przy mnie więc wyciągnęłam go z fotelika i staram się uspokoić, noszę, przytulam, staram się coś tłumaczyć, dowiedzieć, wyjaśnić, syn wyje :( Stawiam na nogi, rzuca się na podłogę i wyje :( mówię: "uspokój się i chodź do mamy", płacząc podnosi się i z wyciągniętymi rączkami idzie do mnie, chwila spokoju, podnoszę go na ręce, znów wyje. Pytam się czy zje deserek, stanowczo kręci głową i wyje. Pitku? Następuje chwila ciszy i spojrzenie na butelkę, chyba trafiłam (cieszę się w myśli), dolewam soczku, chcę mu dać a ten rzuca mi się na ręku i w ryk, że nie :( Jabłuszko, ciasteczko? Bawić się? Nie, wszystko nie! Pójdziemy na górę? (zawsze z radością leciał po tym pytaniu na schody), też nie, robi się coraz bardziej wściekły i wyje dalej. Ratuję się muzyką z laptopa bo wiem, że uspokaja się przy niektórych kawałkach, ostatnio wałkujemy:


 w końcu zapada cisza, siedzi, słucha zapatrzony w ekran. Łapię chwilę oddechu i głowię się o co mu może chodzić ??? Nie zdążyłam nawet drugiego oddechu wziąć gdy Mały A znów zaczyna wyć i tyle ze spokoju i słuchania. No to od nowa, stawiam na nogi, przytulam i pytam spokojnie co się dzieje, co chce, niech mi pokaże, czy chce coś zjeść (tak naciskam na to jedzenie bo wiem, że jest głodny)? Poleciał w te pędy do szafki, w której stoją jego jogurty. No jasne, chce jogurt! Faktycznie zawsze po moim powrocie jemy razem: ja jakiś tam obiad a on swój jogurt. Myślę sobie, że dziś ten etap pominęliśmy a jemu pewnie od samego początku o ten jogurt właśnie chodziło. Zadowolona, że wreszcie domyśliłam się powodu dzisiejszej jazdy, daję mu pojemnik z jogurtem do łapki a ten w tym momencie ryms na podłogę i wyje :( Jeeesssuuuuuu !! Poddaję się, nie wiem, Panie Boże daj mi cierpliwości!!
Nigdy u nas nie było sielanki popołudniowej bo Mały A zawsze zaczynał te swoje histerie gdy się od niego oddalałam ale mimo wszystko te histerie miały swoje wytłumaczenie (zawsze chodziło o to bym przy nim była) i wiedziałam też jak im zaradzić. Ale to co działo się dzisiaj to jakiś w ogóle niewytłumaczalny przypadek, koszmar! Po jakimś czasie Mały A się uspokoił, ja za to się załamałam, zdołowałam a na koniec poryczałam i do teraz jest mi źle :( no bo jak tak można nie rozumieć własnego dziecka, z którym zawsze umiałam w końcu dojść do porozumienia i jeszcze nigdy wcześniej nie zdarzyło się tak jak dziś?

I co jest z tym jedzeniem? Dlaczego moje dziecko, które przez 16 miesięcy życia pięknie jadło, z zegarkiem w ręku, co 3 godziny, pełne porcje i to każdego słoika jaki mu się dało, bez problemu, był czas jedzenia sadzało się go do stolika i jadł a teraz nagle odmawia wszystkiego, awanturuje się, rzuca i to tylko wtedy gdy ja przy nim jestem :( a gdy jest z M to wszystko wygląda i odbywa się normalnie...

Mały A zawsze dostawał ode mnie nadmiar uczuć (to opinia mojego M), milion razy dziennie go przytulam, całuję i mówię, że kocham, był moment, że gdy byłam w domu to Mały A nie pozwalał M nawet podejść bo "tylko mamusia". W sumie nadal tak jest choć może już nie w takim stopniu jak kiedyś.
Nie wiem w jakim kierunku mnie to moje dziecie testuje i czy na pewno testuje?
Co za diabeł w niego wstąpił? O co chodzi? Co robię nie tak? Gdzie popełniłam błąd?

Cały czas liczę na to, że to może jednak tylko taki jakiś etap przejściowy i minie. Oby tylko nie trwał zbyt długo bo ja już mam dość :/
Poza tym za chwilę idą na urlop i chciałam go jakoś mile spędzić z dziećmi...

6 komentarzy:

  1. Mi wszyscy mówią, że mój synio jest o wiele grzeczniejszy jak jest z mężem, ze mną to różnie, w zależności od humoru ;), ale wracając do histerii Twojego szkraba, ja miałam podobnie przez około miesiąc (był w okolicach 20 m-ca), przeszło samo, tak sobie myślę, że każde dziecko przez taki etap przechodzi, a my mamy musimy to wytrzymać. Wiem, że są doły i załamania, brak cierpliwości, ale to mija :) i tego się trzymaj. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Wszystko mija nawet najdłuższa żmija...
    Do osiemnastki tak nie będzie :-)
    Tymi słowami pocieszam się zawsze w podobnych chwilach, powtarzam to sobie milion razy, przeważnie skutkuje :-)
    Mnie również osłabia taki brak zrozumienia, czuję się taka bezsilna i martwię się, że Synek nie jest zrozumiany :-( Ale już niedługo wyartykułuje wszystko co będzie chciał, aż za bardzo się nasłuchamy obie, zobaczysz ;-)
    Ja uważam, że okazywania uczuć nigdy za dużo, nigdy za dużo słów miłości, buziaków, przytulania! Wiem też, że czasami, szczególnie kiedy Mamy nie ma cały dzień, dziecko chce pobyć tylko z nią sam na sam. Niekoniecznie jeść, bawić się, ale po prostu być sam na sam. Wiem, że przy drugim dziecku, obowiązkach domowych to trudne lub niemal niemożliwe, ale może spróbuj po pracy na 15-20 minut zamknąć się gdzieś sam na sam z A. skupić się tylko na nim, a dopiero potem "wyjść" do zajęć domowych itd. Czasami (nie wiem czy w Waszym przypadku tak jest, może tak może nie), dziecko nie umie tego wyrazić, ale potrzebuje tego poczucia, że Mama jest dla niego, szczególnie po długiej rozłące. Wiem, że trudno to zorganizować, ale może zrób taką próbę - życzę żeby pomogło! Ja czasami miewam podobnie, może bez takich scen, ale Bobek ciągnie mnie do swojej zabawy, nawet kurtki na wieszak nie pozwala mi odwiesić. Jak ten kwadrans skupię się WYŁĄCZNIE na nim, potem już wspólnie sprzątamy i gotujemy :-)
    Pozdrawiam cieplutko!

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak, tego się trzymam, że wszystko kiedyś w końcu mija :)

    Maniusia, ja właśnie tak robię prawie od samego początku powrotu do pracy, po pracy nie zajmuję się niczym innym tylko jestem dla synka, też właśnie zauważyłam, że taka metoda uspokaja go i pozwala potem spędzić w miarę spokojne popołudnie.
    Dziś poszło nam dużo lepiej, także naprawdę nie wiem o co wczoraj chodziło :( i masz rację, taka bezsilność jest okropna.

    OdpowiedzUsuń
  4. To się cieszę, że lepiej :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. ja wiem, że to trudne dla każdej mamy, ale podobno teraz to pikuś, schody zaczna się przy dojrzewaniu :p

    szymanska25

    OdpowiedzUsuń
  6. o dojrzewaniu to ja nawet nie chcę myśleć co to się będzie wtedy działo !!

    OdpowiedzUsuń