Była jesień, późny październik. Parę tygodni wcześniej dostałam awans i próbowałam swoich sił na nowym stanowisku. Spinałam się jak mogłam żeby wszystko ogarnąć i jak najszybciej odnaleźć się na nowym.
Pewnej nocy obudziłam się w dość kiepskim stanie i niedługo potem wylądowałam nad muszlą klozetową i w objęciach z nią spędziłam resztę nocy. Nad ranem dowlokłam się z powrotem do swojego łóżka i padłam. Do pracy oczywiście nie dotarłam :/ tego i następnego dnia nie byłam w stanie nic jeść, jedyne co mój organizm przyjmował to były ... grejpfruty. Jeszcze kolejnego dnia zaczęło rozkładać mnie przeziębienie: gorączka, ból głowy, katar itd. Było świetnie, jeszcze z zatrucia nie wyszłam bo nadal mnie mdliło i było mi słabo a tu jeszcze choroba się przyplątała. Nie mogłam jednak pozwolić sobie na długie chorowanie bo przecież praca... poszłam, a w zasadzie dowlokłam się pod koniec tygodnia z nadzieją, że do weekendu jakoś dam radę a zresztą do weekendu to powinno mi się w końcu poprawić. Nie poprawiało się. No ile może utrzymywać się zatrucie ???
Głupia, poleciałam do internisty i mówię o wymiotach, o nieustających mdłościach, osłabieniu, przeziębieniu itd. Internistka (też głupia) daje mi jakieś leki na receptę na silne zatrucia. Wykupiłam, przeczytałam ulotkę, doszłam do akapitu o stosowaniu w ciąży i wtedy mnie tknęło.
Czyżby?
Nieeee, to niemożliwe, przecież ja nie mogę mieć dzieci!
E tam, kupię test i zrobię rano w sobotę żeby się tylko upewnić w swoim przekonaniu i mieć później spokojny weekend.
Ani tamten, ani następny weekend nie był już spokojny bo test pokazał dwie grube krechy, następny również, a na usg, które miałam robione w poniedziałek zaraz po weekendzie usłyszałam od pani doktor stwierdzenie z okrzykiem radości: "pani jest w ciąży!!" i zobaczyłam bijące serduszko mojego dziecka, to był już 8tc.
To w sumie dobrze, że ktoś Ci dawał jakieś znaki dymne ;), pracujesz teraz? czy wychowujesz?
OdpowiedzUsuńTak, organizm stanowczo dawał mi do zrozumienia, że nie jestem już sama ;) teraz pracuję, już zresztą po kolejnej ciąży :) ta historia, którą opisałam to dość stare dzieje...
OdpowiedzUsuń